Sławomir Grabias Sławomir Grabias
5512
BLOG

Dlaczego Putin (jeszcze) nie upadnie

Sławomir Grabias Sławomir Grabias Polityka Obserwuj notkę 63

     Czytając komentarze analityków i polityków – sprowokowane wydarzeniami ostatnich dni na rynkach finansowych Rosji - wieszczących początek kryzysu w państwie Putina, muszę przyznać, że nie podzielam tego „optymizmu”. Dlaczego?

Kłopoty Rosji na rynkach finansowych zaczęły się gdzieś na przełomie lutego i marca tego roku, kiedy grunt pod nogami Janukowycza zajął się ogniem konkretnie, i do Putina dotarło, że jego człowiek w Kijowie właśnie stracił władzę, a Ukraina nieubłaganie wyrwała się z orbity rosyjskich wpływów. Wtedy właśnie pułkownik KGB poczuł wiatr historii, który postanowił wykorzystać, "odgryzając" Ukrainie Krym, na którym od lat stacjonuje rosyjska flota czarnomorska oraz około półtora miliona Rosjan.

Putin, jako wybitny strateg, musiał zdawać sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów. Przewidywał sankcje Zachodu, ale nie uważał ich za groźne, ponieważ to Zachód od Rosji jest energetycznie uzależniony, a nie Rosja od Zachodu. Rosja na Zachód niczego innego poza energetykami nie eksportuje, natomiast dużo importuje, szczególnie żywności, więc Rosja ma kolejnego asa w rękawie w postaci sankcji na europejską żywność w przypadku, kiedy UE będzie zbyt głośno protestować, czy wprowadzać jakiekolwiek restrykcje polityczne czy ekonomiczne. Wszak to państwa UE od lat zabiegały o otwarcie potężnego rynku rosyjskiego na europejską żywność, a nie odwrotnie. Ale Putin musiał sobie zdawać sprawę również z tego, że Rosja nie jest gotowa na całkowite zamknięcie eksportu z UE, ponieważ jej własna gospodarka, posiadająca najwięcej żyznych gleb nie tylko w Europie, ale także na świecie, nie jest w stanie wyprodukować żywności na tyle, aby zaspokoić potrzeby własnych obywateli.

Putin podjął jednak tę ryzykowną grę. Oderwał Krym od Ukrainy, a Unia wprowadziła sankcje, głównie polityczne. Putin uderzył więc drugi raz – wprowadził sankcje na żywność z UE i innych krajów, które otwarcie przyłączyły się do chóru krytyków aneksji Krymu. Świat nie mógł sobie pozwolić, aby z dnia na dzień odciąć się od rosyjskich dostaw gazu i ropy (co Putin przewidział), więc ich zdolność na oddziaływanie na rosyjską gospodarkę poprzez sankcje handlowe jest ograniczona, choć przygotowania do wyparcia Gazpromu i zastąpienia go energetykami z Bliskiego Wschodu przyspieszyły. Putin jednak liczy na to, że czas uleczy rany, cała sprawa rozejdzie się po kościach, a świat zapomni o całej sprawie i wszystko wróci do normy. Nie wróci. Przynajmniej nie szybko.

Podstawą rosyjskiego budżetu są wpływy ze sprzedaży ropy i gazu, które lekkomyślnie natura ulokowała właśnie na rosyjskiej ziemi. W czasie kiedy Rosja zajęła Krym ceny ropy na rynkach światowych wahały się na poziomie 110 USD za baryłkę, natomiast za każdego dolara płacono średnio 35 rubli. Ceny ropy od tego czasu spadły o 45% ze 110 na 60 USD, natomiast cena USD wzrosła o 100% z 35 na 70 rubli, a euro z 45 do 90 rubli. Wielu analityków rynku uważa, że stojący na energetykach budżet rosyjski nie wytrzyma tak drastycznego spadku cen ropy i wcześniej czy później się załamie. Ale tak być nie musi. Co prawda cena ropy spadła o prawie 50%, ale kurs waluty, za którą jest sprzedawana wzrósł dwukrotnie, co praktycznie tę różnicę zniwelowało. Zakładając bowiem ten sam poziom sprzedaży ropy co przed kryzysem krymskim, Rosja za sprzedaż ropy otrzyma tyle samo rubli. Dolarów czy euro otrzyma oczywiście mniej, ale sprzeda je za podwójną – w stosunku do tej sprzed kryzysu – cenę. Ma to wiec znaczenie neutralne.

Wielu obserwatorów cieszy się, że rubel „poszedł na dno”, że doszło do załamania jego kursu. Ale czy aby na pewno, z punktu widzenia przeciwników Putina, to dobra informacja? Niekoniecznie. Pierwszy powód to ten, że osłabienie rosyjskiej waluty ratuje rosyjski budżet, ponieważ niweluje spadek cen ropy. Po drugie produkty rosyjskie, jakiekolwiek by nie były, stają się dwukrotnie tańsze dla zagranicy, a rosyjski eksport staje się bardziej konkurencyjny. To jest właśnie zaleta posiadania własnej waluty i własnego banku centralnego, czego często nie doceniają zwolennicy wejścia Polski do strefy euro. Reasumując – w interesie Rosji jest osłabienie rubla, gdyż powoduje to zwiększenie konkurencyjności rosyjskiego przemysłu.

Odwrotną sytuacją byłoby, gdyby cena ropy spadała jak spada, a wraz z nim umacniał się rubel, tzn. kurs dolara czy euro kwotowany w rublach by spadał. Rosja otrzymywałaby za ropę mniej dolarów i euro, a za nie z kolei mniej rubli. To z pewnością wyłożyłoby na łopatki rosyjski budżet, który na pewno by się nie zapiął i dość szybko skończyłyby się środki na wypłatę emerytur czy utrzymanie potężnej machiny urzędniczej i wojskowej.

Czy taki scenariusz jest możliwy? Jak najbardziej. Czy można sobie wyobrazić spekulację, mającą na celu umocnienie rosyjskiego rubla? Jest to mało prawdopodobne, ale może się wydarzyć. Można sobie wyobrazić, że kurs dolara do np. 20 rubli. Dla Rosji katastrofa. Ale łatwo z niej wybrnąć poprzez – wzorem np. Szwajcarii – masowego dodruku rubla i jego sprzedaży, czyli zakupie dolarów i euro. Rosja mogłaby ustalić sobie optymalny kurs EURRUB np. na 50 i USDRUB na 40 i go bez problemu obronić.

Choć uważam, że w tej sytuacji najbardziej optymalnym kursem EURRUB jest 90-100, a EURUSD 70 i takiego poziomu – na miejscu Putina – nakazałbym bronić.

2. Spadek PKB w Rosji. Rosyjskie władze zapowiadają spadek PKB w Rosji w 2015 na poziomie 4,7%. Jeśli cena ropy kwotowana w USD spada, wartość wytworzonego PKB również kwotowanego w USD musi spaść, choćby wyprodukowano tę samą ilość baryłek. Czy przełoży się to na budżet? Moim zdaniem ma to znaczenie neutralne, ze względu na osłabienie rubla, jeśli będzie trwałe. Chyba, że rosyjski rząd przewiduje spadek również innych determinant PKB, tj. eksportu, popytu wewnętrznego czy inwestycji rządowych.

3. Inflacja w Rosji, która jak się szacuje w tym roku przekroczy 9% jest absolutnie zjawiskiem normalnym w tej konkretnej makroekonomicznej sytuacji, kiedy zamknięto granice na import żywności. W ten sposób zmniejszono podaż, a to zawsze powoduje inflację. Skok cen nie musi być jednak trwały i systematyczny. Wszystko zależy od tego jak szybko rynek rosyjski jest w stanie wyprodukować brakującą część podaży. Jeśli Państwo pomoże, np. ulgami podatkowymi, liberalizacją procedur i rynku, tanimi kredytami, to może to zająć dwa-trzy lata (kwestia założenia sadów, zasiewu pól, wyhodowania trzody mięsnej czy mlecznej).

4. Bankructwo Rosji? Na razie nie ma na to zbyt wielkich nadziei. Rosja posiada wysokie rezerwy walutowe w wys. 400 mld USD, oraz stosunkowo niewielkie zadłużenie. Żeby zbankrutować musiałaby przestać obsługiwać zadłużenie, na co jest niewielka szansa. Znów bowiem ujawniają się zalety posiadania banku centralnego. Jeśli Rosja nie będzie miała środków na spłatę odsetek czy wykup obligacji, to je sobie … wydrukuje.

Czy więc gospodarka rosyjska jest bezpieczna? Nie. Są trzy potencjalne zagrożenia.

  1. Rynki zbytu energetyków. Zachód może przyspieszyć proces uniezależniania się od dostaw rosyjskich surowców na rzecz surowców z Bliskiego Wschodu czy Libii. W dniu kiedy Zachód nie będzie musiał kupować ropy i gazu z Rosji, a Rosja nie zastąpi tych rynków innymi rynkami, np. chińskim, budżet Rosji będzie w opałach.
  2. Panika w społeczeństwie, przejawiająca się wstrzymaniem popytu wewnętrznego, co spowoduje spadek produkcji, spadek produkcji spowoduje bezrobocie, a ono z kolei przełoży się na dalszy spadek popytu itd… Jak uniknąć paniki? Stosując propagandę sukcesu w mediach i izolować społeczeństwo od prawdziwych wskaźników ekonomicznych, w czym obecne władze Rosji mają duże doświadczenie i narzędzia do stosowania tych środków. Naród rosyjski jest też dość karny i zdyscyplinowany, więc swojemu wodzowi nie będzie, przynajmniej przez pewien czas, rzucać kłód pod nogi.
  3. Nieodpowiedzialna polityka banku centralnego Rosji. Podniesienie stóp procentowych w ciągu jednej nocy o 6,5 pp. świadczy o braku zimnej krwi u władz banku centralnego, a to nie jest dobra informacja. Bank w ogóle nie powinien bronić rubla. W tej sytuacji im kurs rubla niższy, tym lepiej dla Rosji. Natomiast wzrost stóp z pewnością nie spowoduje spadku inflacji, bo inflacja nie jest spowodowana wzrostem popytu, ale spadkiem podaży i to w najmniej elastycznym rynku żywności. Wzrost kosztów kredytu przełoży się natomiast na wzrost kosztów zadłużonych przedsiębiorstw i spadek stopy życiowej wielu gospodarstw domowych. Wzrost kosztów finansowych przedsiębiorstw przełoży się na wzrost kosztów produkcji i cen finalnych, co dodatkowo nakręci inflację. Wiele przedsiębiorstw może nie przeżyć szoku związanego z tak drastycznym wzrostem kosztów, co może przepłacić bankructwem. To spowoduje wzrost bezrobocia. Tym posunięciem władze Rosji strzeliły sobie w kolano. Może się okazać, że to nie sankcje, nie ceny ropy doprowadzą gospodarkę do recesji, ale właśnie ten konkretny ruch banku centralnego. Z punktu widzenia interesu Rosji, ten ruch powinien zostać cofnięty.

Co powinien zrobić Putin?

  1. Przede wszystkim powinien skoncentrować się na niedopuszczeniu do zrealizowania się ryzyka utraty zachodnich rynków zbytu na energetyki. Pewnie w jakimś tam stopniu ten rynek i tak się zredukuje. Jak można proces ten powstrzymać? Tylko przez pozytywny PR i podjęcie rozmów z Zachodem na temat wzajemnego zniesienia sankcji. W „geście dobrej woli” Putin powinien jednostronnie znieść sankcje na żywność zza granicy. Przy tym osłabieniu rubla niewiele to zmieni, ponieważ produkty te są obecnie dwa razy droższe niż w pół roku temu.
  2. Wycofać wszystkie rosyjskie siły wojskowe z Donbasu i wstrzymać pomoc militarną dla tego regionu. Prawdopodobnie spowoduje to próbę odbicia go przez Ukrainę na wiosnę przyszłego roku. Należy im na to pozwolić.
  3. Jeśli trzeba to przeprowadzić ponowne referendum na Krymie pod egidą OBWE w zamian za całkowitą normalizację stosunków i zniesienie sankcji przez Zachód. Referendum pewnie będzie przez Rosję wygrane ze względu na mieszkających tam Rosjan (75%).
  4. Otworzyć rynek na inwestycje zagraniczne, zachęcając ulgami podatkowymi, etc. To może być jednak mało skuteczne ze względu na zerową wiarygodność Putina w świecie. Nigdy nie wiadomo co mu strzeli do głowy np. za pół roku i czy w jedną noc nie wywróci biznesplanu podnosząc stopy podstawowe o 6,5 pp. (!!!)

Najlepszą rzeczą jaką może zrobić Putin dla Rosji to ogłosić odejście ze stanowiska wraz z upływem kadencji w 2018 roku. Tak się jednak nie stanie z dwóch powodów. Po pierwsze ze względu na przyzwyczajenie do życia na świeczniku i apanaży z tym związanych. Władza jest jak narkotyk, kto nie musi, to z niej nie rezygnuje. Po drugie zawsze istnieje ryzyko, że do władzy dostanie się jakiś jego przeciwnik i zacznie grzebać choćby przy jego majątku czy prześwietlać inne jego tajemnice…

 

ekonomista politycznie nieobojętny, zwolennik nurtu ekonomii awangardowej.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka